wtorek, 11 lutego 2014

ROZDZIAŁ 5 "Co chciałyście robić z nas wszystkich idiotów?"

Przepraszam że tak długo rozdział miał być już w styczniu, ale nie miałam całkowicie weny. Przepraszam nie chce się tłumaczyć wiec zapraszam do czytania :**** KOMENTUJCIE I OBSERWUJCIE PROSZĘ:****


-Louis serio nie wiem o co ci chodzi- Wolałam nie przyznawać się do niczego w końcu przecież chłopakowi może chodzić o coś zupełnie innego a ja tylko niepotrzebnie się wygadam.

-Mówię o tym że kłamiecie

-W jakiej sprawie?

-W aż tak wielu sprawach kłamiecie?

-Ja nie kłamie, więc nie mam pojęcia o co ci chodzi.

-Serio dresiaro nie wiesz o co chodzi. Mam mówić dresiaro czy wolisz brzydula albo łamaga czy coś w tym stylu.- No teraz to już nie ma nadziei na to, że chodzi mu o coś innego, wiedziałam, że tak będzie. Odradzałam Luizie powrót do tej durnej szkoły. No ale się uparła, a ja głupia się ugięłam. I co? I teraz mamy za swoje.

-Skąd to wiesz?

-Przypadkiem zobaczyłem wasze dokumenty w sekretariacie.- Zaczął się tłumaczyć jednak zaraz zmienił ton głosu i zaczął na mnie wrzeszczeć- Zresztą to nie ważne skąd to wiem. Długo zamierzałyście nas wszystkich tak okłamywać? Pewnie cały czas. No po prostu zajebiście. Co chciałyście robić z nas wszystkich idiotów, czy może prędzej z siebie udając kogoś kim nie jesteście?
-Raczysz sobie kpić- Warknęłam zła.- To co miałyśmy przyjść i powiedzieć „hej to my dresiara i okularnica, wróciłyśmy możecie znów się z nas ponabijać. O cześć Louis dawno nie słyszałam twoich obelg, dawno mnie nie pobiły twoje fanki.”? Co miałam znów bać się chodzić sama wieczorem ulicą, rozglądać się czy gdzieś nie idzie twoja fanka i nie zamierza mi dotkliwie ukazać, że jestem nikim? Co miałam znów płakać całymi nocami? Znów zacząć nałogowo kupować żyletki, i ciąć się nimi? Ponownie miałam okłamywać rodziców, że skręciłam rękę na wf'ie i muszę nosić bandaż? No kurwa dziwisz nam się? Jak śmiesz mieć do nas jakiekolwiek pretensje. Jesteś chamem, chujem, egoistą mogła bym tak wymieniać w nieskończoność. Idź wszystkim rozpowiedz o naszej tajemnicy, zacznij znów ten koszmar! Wiem jak Cię to cieszyło! No idź! Wynoś się stąd! Leć im powiedzieć! No już!- wrzeszczałam siłą wypychając go z mojego domu. On wydawał się w ogóle nie przejęty moimi słowami. Gdy „dopchałam” go już do drzwi on jakby oprzytomniał. Zatrzymał się stawiając mi opór. Odwrócił się w moją stronę i zrobił coś czego w życiu bym się nie spodziewała w tym momencie. On po prostu mnie pocałował. Ujął moją twarz w dłonie i namiętnie pocałował. Chciałam się od niego oderwać i go spoliczkować, chciałam wyrzucić na dwór, ale nie potrafiłam. Coś w moim umyśle blokowało mnie przed zrobieniem tego. Zamiast go od siebie odepchnąć ja pogłębiłam pocałunek. Po chwili on odsunął się ode mnie, oparł swoje czoło na moim, popatrzył mi z czułością w oczy i wyszeptał:

-Spokojnie, nikomu nie powiem. Uwierz mi zmieniłem się nie jestem taki. Zresztą od początku żałowałem i nie chciałem Cię ranić ale nie potrafiłem. Przepraszam uwierz jest mi strasznie głupio. Błagam wybacz mi!- Poprosił.- Ja naprawdę nigdy nie myślałem tak o tobie. Zwłaszcza teraz. Nicole jesteś piękna, miła, masz świetny charakter, jesteś idealna.- Mówił szybko na jednym wdechu.

-Ughhh pocałuj mnie- Warknęłam. Nie trzeba było mu 2 razy powtarzać. Bez chwili zawahania wpił się w moje usta. To był zdecydowanie najlepszy pocałunek w moim życiu. Chłopak nie przerywając zaczął mnie prowadzić w stronę kanapy Jednak szło mu to dość nieudolnie wskutek czego uderzyłam delikatnie plecami o ścianę kuchni. Louis podniósł mnie i posadził na blacie kuchennym. Objęłam nogami jego biodra pogłębiając pocałunek. Chłopak nie pozostał dłużny i już po chwili obdarowywał pocałunkami moją szuje.



Luiza




Nie wiedziałam, że czyjaś obecność może mnie denerwować aż w tak dużym stopniu jak obecność blondyna. Denerwował mnie wszystkim. Tym, że zawsze wszystko musiało być tak jak on sobie chce. Zachowuje się jak rozwydrzony bachor. Nigdy nie słucha co się do niego mówi. Gdy tylko ma ochotę to podchodzi do mnie i całuje, a potem odchodzi jak by nigdy nic. No dobra może to ostatnie nie jest takie aż złe. Jednak jakby nie patrzyć to w pewnym sensie denerwuje mnie najbardziej. Dlaczego? No bo kurwa jakim prawem on sobie pozwala na takie coś. I czemu ja go nigdy nie mogę po prostu odepchnąć i po problemie. Nie! Bo ja głupia zawsze muszę ten pocałunek pogłębić. Najgorsze jest to jak on na mnie działa. Kiedy go widzę serce mi przyśpiesza, kiedy mnie całuje coś w moim brzuchu dostaje ataku ADHD i wiruje jak pojebane. Nie jestem w stanie myśleć o niczym i nikim innym. W takich momentach ciesze się, że od dziecka umiałam ukrywać emocje bo przynajmniej jestem w stanie ukryć wielki uśmiech, który ma zamiar wejść mi na twarz gdy tylko go widzę. A on idiota jeszcze nie polepsza mojej sytuacji. Paraduje po tym cholernym domku bez koszulki albo w samych bokserkach tłumacząc się, że mu ciepło. No i jak ja mam nie zemdleć z wrażenia patrząc na jego zajebiście wyrzeźbioną klatę? No kurwa jak?
No kurde jestem już z nim tu od 4 dni. Początek szkoły a ja już sobie opuszczam lekcje jakby nigdy nic. I to dlaczego? Bo jakiś idiota farbowany blondyn ma kaprys siedzenia ze mną w domku letniskowym zamiast odwieść mnie do domu jak normalny człowiek. A sorry zapomniałam, on nie jest normalny. W sumie to tylko cztery dni. Ale ja tu dużej nie wytrzymam. Dostaje obłędu będąc z nim tu sam na sam. Mam wrażenie, że jeszcze chwila i rzucę się na niego zrywając z niego te cholerne bokserki i dając upust swoim emocją- Ja pierdole Luiza o czym ty myślisz ogarnij się to przecież Horan. Nie no nie wytrzymam zaraz mnie zamkną w psychiatryku. MATKO ZABIERZCIE MNIE STĄD! Choć w gruncie rzeczy być tu z nim sam na sam, jeszcze wiedząc, że chłopak też za chwile nie wytrzyma i postanowi dać upust pożądaniu to nie taka zła perspektywa. Nie no co ja gadam. To bardzo zła perspektywa. Chociaż z drugiej strony!. Nie nie ma drugiej strony.

-No pięknie kłócę się ze sobą w myślach po prostu zajebiście, jeszcze tylko brakuje żebym zaczęła gadać sama do siebie- mówiłam siedząc na tarasie- Nie no zaraz chwila gadam sama do siebie. Ughhh matko ja wariuje. Horan co ty ze mną robisz- Wrzeszczałam sama do siebie.

-Co ja Ci znowu robię- Spytał chłopak, który znikąd znalazł się nagle koło mnie.- Sama ze sobą gadasz?- spytał ironicznym głosem.

-A co nie można. Powiedz mi że ty nigdy sam ze sobą nie gadałeś. Wiesz już lepiej jest mi pogadać ze sobą niż z takim idiotą jak ty. Jak gadam ze sobą to przynajmniej gadam z kimś inteligentnym- Odgryzłam się.

-Wariatka- Burknął i skierował się w stronę domku.

-Kiedy w końcu odstawisz mnie do domu?- Spytałam wściekła, a on niechętnie odwrócił się w moją stronę i zmierzył wzrokiem po raz kolejny uśmiechając się ironicznie.

-A co źle Ci tu?- Spytał żartobliwie

-Dziwisz się?

-Spokojnie maleńka dziś jest wtorek do domu wrócimy w niedziele, wyluzuj.

-Że co proszę?

-To co słyszałaś

-W jaką kurwa niedziele? Ty chyba sobie kpisz- Wrzasnęłam

-Nie mówię całkiem poważnie- Odpowiedział spokojnie. No i kolejna rzecz, która mnie w nim wkurza, jego opanowany ton głosu gdy na niego wrzeszczę.

-Masz mnie odwieźć do domu i to zaraz, dzisiaj- Rozkazałam.

-Nie zapominaj się mam tylko ja z naszej dwójki mam samochód, prawo jazdy i tylko ja potrafię prowadzić, a no i tylko ja wiem gdzie dokładnie jesteśmy. Więc to ja tu ustalam warunki.

-Palant.- Wrzasnęłam za nim kiedy był już w domu. Nie widziałam jego twarzy ale mogłam się założyć, że w tym momencie widniał na niej tryumfujący uśmiech. Przeklinałam się w duchu, że nie wzięłam ze sobą telefonu, ale cóż muszę jakoś wytrzymać spokojnie jeszcze te 5 dni, nie mogę mu pokazać, że jest lepszy i wygrał.

Jako typowa kobieta co zrobiłam po naszej sprzeczce? Strzeliłam focha. Jeszcze będzie mnie przepraszał palant jeden. Nie no dobra nie przeprosi mnie i nie ugnie się tego jestem pewna. No ale focha i tak strzeliłam bo co mi szkodzi? Tak więc moje obrażenie polegało na tym że postanowiła siedzieć na tym terasie aż on nie przyjdzie i nie przeprosi, że się rządzi. No w sumie to głupia jestem bo to on był teraz na wygranej pozycji. On sobie siedział w ciepłym domku przy kominku oglądając jakąś komedie a ja marzłam na ty tarasie jak idiotka w samych spodenkach i topie (Nial był na tyle „łaskawy” że zostawiając mnie w domu pojechał na zakupy i kupił mi jakieś ciuszki które o zgrozo więcej odkrywały niż zakrywały) i tak się nie ugnę choćby miała tu umrzeć z zimna.

Była godzina 1:32 wiem bo przez okno widziałam zegar w salonie. Niall poszedł spać a ja siedziałam dalej na tym tarasie bo on stwierdził, że jak chce sobie siedzieć to niech sobie siedzę i zamknął dom. Nie mogłam spać było mi strasznie zimno. Miałam wrażenie że zaraz zamarznę. Wtedy drzwi do domu się uchyliły i wyszedł przez nie Horan z paczką papierosów ubrany w spodnie i długą bluzę. Miałam okazję wejść teraz do domu i już tu nie marznąć ale nie chciałam. Za silna jestem żeby się teraz poddać. Zapalił papierosa i stał bacznie mi się przyglądając, na jego twarzy widniał kpiący uśmieszek. Bez słowa podszedł do mnie wziął na ręce i zaczął nieść do domu. Wyrywałam się krzyczałam ale był za silny. Zaniósł mnie do swojej sypialni położył na łóżku i bez niczego namiętnie pocałował, nie miałam siły się sprzeciwić, więc on zaczął ściągać moje ubrania. Teraz wiedziałam ze już dłużej nie wytrzymam.